Lęk i strach to nie to samo.
Pierwszy paraliżuje mózg. Spowija natrętnymi oparami dotąd, aż zaczynasz w nie wierzyć. Jest długotrwały - smaga tak, aż błogosławisz każdą myśl bez niego.
Prawdziwy lęk jest wtedy, gdy zaczynasz się bać samego siebie.
Strach boli inaczej. Mieszka w sercu. Drży. Zagląda do brzucha. Pyskaty jest - jak każde cierpienie - wypełniony pretensjami i pytaniami: dlaczego? Łatwiej od niego uciec na chwilę: w poszukiwanie nadziei, w pracę, w krzątaninę.
Prawdziwy strach jest wtedy, kiedy bardzo choruje dziecko.
W tym pierwszym pomagała mi afirmacja bodaj z książki Louise L. Hay, Pokochaj siebie
To są tylko myśli, a myśli można zmienić
Ponad 90 procent naszych lęków dotyczy spraw, które nigdy się nie wydarzą
W jednym z Franklinów pani Sowa tak wyjaśnia Franklinowi jego strach przed dużym Łosiem.
Mały czy duży. Co to za różnica. Każdy się czegoś boi
A Wolna Grupa Bukowina śpiewa:
Każdy dźwiga osobną chandrę.
Pan nie wierzy?
A jednak to prawda...
Pan nie wierzy?
A jednak to prawda...
Wypłosz. Spod naszych krzaków.
Uratowany z badziewia
Uratowany z badziewia
Zdjęcie pierwsze:
Strach antysarenkowy z naszych choinek.
Mamo Czworga,
OdpowiedzUsuńczasem tu zaglądam,
ciesze się, że wpis nowy zagościł,
bo to znaczy że przez Codzienność idziecie, a to ważne!!!
Bo można się zatrzymać, zapaść.
Wielu sił życzę. Dobrze, że macie wokół siebie Dobre Dusze.
Dzieciaczkowi zdrowia.
i Nadziei !!!
Dzięki Weci. Fajnie, że jesteś.
Usuńmamaczworga